środa, 19 sierpnia 2015

eins - das begegnung

maj, 2014

Z Patrickiem parą jesteśmy od ośmiu miesięcy. Dziś postanowił przedstawić mnie swoim rodzicom.
Poznaliśmy się w liceum, rok temu, całkiem przypadkiem, bo każde z nas chodziło na inny profil. Wracałam z biblioteki, pędziłam na złamanie karku, bo było już kilka minut po dzwonku i... Wpadłam na niego. On szedł do sali gimnastycznej, miał lekcję wychowania fizycznego. Właśnie, "miał"... Skończyło się na tym, że zaczęliśmy rozmawiać. Oczywiście najpierw go przeprosiłam za swoje niezdarstwo, a ten wtedy tak uroczo się uśmiechając, odparł, że nic się nie stało i też powinien uważać na to, jak idzie. Na przegadanej lekcji się nie skończyło, zaprosił mnie po lekcjach do kawiarni. I tak się zaczęło... Coraz częstsze spotkania, aż wreszcie... Poprosił mnie o chodzenie. Zapytał o to po długim czasie, ale oczywiście, że się zgodziłam. Mi także się podobał, od momentu, kiedy to pierwszy raz na siebie się natknęliśmy.
          - Ineeees - przeciągnął drugą sylabę, zatrzymując samochód. Byliśmy przed jego domem. - Nie masz się czego obawiać - pogładził dłonią mój policzek.
          - Na pewno?
          - Na pewno - złożył na moich ustach lekki pocałunek i opuścił auto, by po chwili pomagać mi z niego wysiąść. Złapał mnie za dłoń i powoli ruszyliśmy do środka. Starałam się uspokoić moje kołaczące serce, ale bezskutecznie.
          - Mamo, tato, przyszliśmy! - oznajmił, gdy tylko znaleźliśmy się w środku. Poprowadził mnie do salonu, gdzie siedzieli jego rodzice. - To Ines, moja dziewczyna. Ines, to moi rodzice.
          - Miło mi państwa poznać - uśmiechnęłam się lekko, ściskając ich dłonie. Nadal czułam lekki strach, w porównaniu sprzed kilkunastu minut to zmalał i to kilkakrotnie.
          - Nam także miło - głos zabrał jego ojciec, niebieskooki szatyn. Te oczy to Patrick ma po nim. Włosy zaś po swojej mamie, drobniutkiej blondyneczce, która właśnie pędziła do kuchni. - Chodźcie, zaraz obiad.
Mężczyzna zaprosił nas do jadalni, gdzie czekał pięknie przystrojony stół. W kuchni, którą było widać z mojego aktualnego położenia, kręciła się jego mama. Z uśmiechem wymalowanym na twarzy przeniosła parujące naczynie, w którym znajdował się posiłek. Wszyscy zasiedliśmy do stołu, a dorośli ponakładali posiłek na talerze. Nie powiem, że się uspokoiłam, bo... Po części było to kłamstwo. Ale na szczęście prawie już opanowałam swoje podjudzone serce i było prawie dobrze.
          - Więc jesteście ze od... Od właściwie kiedy? - zapytała pani Weihrauch. Zatwierdziliśmy. - Patrick, nigdy nie opowiadałeś, jak się poznaliście...
          - No nie miałem za dużo czasu... Szkoła, treningi, potem spotkania z Ines... - uśmiechnął się czule w moją stronę, a po chwili już przełykał kolejną porcję obiadu. - Ale skoro teraz mam chwilę przerwy to jak najwyższy czas opowiedzieć wszystko. Ale najpierw zjedzmy - zakończył, szczerząc się jak głupi. 
Kobieta westchnęła cicho, ale zgodziła się na warunki syna. Po kilkunastu minutach i sprzątnięciu po jedzeniu, wróciliśmy do salonu i zasiedliśmy na zestawie wypoczynkowym - mój chłopak i ja na kanapie, a jego rodzice na dwóch fotelach. Po chwili krępującej ciszy z jego ust wypłynęła historia, jak to się po raz pierwszy spotkaliśmy. Jego rodzice bacznie się mi przyglądali, co nie było za miłe. Pod tymi uśmiechami widziałam dziwną sztuczność...
Posiedzieliśmy jeszcze jakieś kilkanaście minut i Weihrauch miał zamiar mnie odwieść do domu.
          - Do zobaczenia kochani - rzekła na pożegnanie, kładąc mi rękę na ramieniu. - Mam nadzieję, że jeszcze nie raz się zobaczymy.
          - Jak tylko mnie Patrick przywiezie to oczywiście, że się zobaczymy - wymusiłam się na uśmiech.
          - Spokojnej drogi dzieciaki! - usłyszeliśmy, nim drzwi od ich domu się zamknęli. Chłopak objął mnie w talii, a ja położyłam mu głowę na ramieniu.
          - I jak minęło spotkanie z nimi? - odezwał się dopiero w samochodzie.
          - Oni mnie nie zaakceptowali. Czuję to.
          - Oj, przesadzasz. A jeśli nie zaakceptują... To trudno, ja Cię kocham i to Ci powinno wystarczyć - cmoknął mnie w czoło i odpalił silnik. Mruknęłam coś pod nosem i zajęłam się patrzeniem na widoki za szybą. Pomału zachodzące słońce, dzieciaki bawiące się na boiskach...
          - Kiedy mogę wpaść do Was na trening? - spytałam, przerywając ciszę.
          - Mogę Cię wziąć nawet jutro, tylko potem mamy mecz, nie zapomnij.
Mecz? Już? Ah tak... Amateure wojuje o trzecią ligę...
          - Jasne, przecież pamiętam...
          - No ma się rozumieć - uśmiechnął się, ukazując większość swoich zębów. Poczochrałam mu włosy, a ten zatrzymał samochód przed moją kamienicą. - Dojechaliśmy.
          - Wpadniesz jeszcze na chwilę?
          - Jasne - opuściliśmy pojazd i weszliśmy do mieszkania, w którym mieszkam z tatą. Moja mama zmarła kilka lat temu w skutek choroby. - Dzień dobry, panie Thomasie! - zawołał mój chłopak, gdy tylko znaleźliśmy się w środku. Tato wyłonił się z kuchni, z kanapką w dłoni.
          - A cześć dzieciaki, już wróciliście?
          - Tak. Smacznego życzę - uśmiechnął się lekko.
          - Dzięki. Jak Wam minął dzień?
          - Przyjemnie - odparłam. W swojej "wypowiedzi" pominęłam kwestię wizyty u jego rodziców. - Tato... Jutro Patrick gra mecz, pójdziemy na niego razem?
          - Jasne kwiatuszku - odpowiedział mi chwilę po tym, jak skonsumował do końca swój posiłek. - Tylko powiedz o której się zaczyna, nie wiem, czy w pracy nie będę - tato pracuje przez cały tydzień, jest kierownikiem supermarketu.
          - O 15:30 ma się zacząć.
          - To oczywiście, że będę - podeszłam do niego i cmoknęłam go w policzek. Ten lekko mnie ścisnął.
Przyjemną atmosferę panującą wkoło przerwał telefon do chłopaka. Po odebraniu połączenia wsłuchał się w to, co ma mu do zakomunikowania druga strona, a z każdą sekundą jego mina coraz bardziej rzedła.
          - Uh, rodzice prosili mnie, abym wracał już do domu... - westchnął ciężko. Podszedł do nas i ścisnął dłoń mojemu tacie, a na moich ustach złożył krótki pocałunek i szepnął: - Jutro po Ciebie przyjadę z samego rana.
          - No mam nadzieję - zachichotaliśmy.
          - Do widzenia! - zawołał, nim drzwi się za nim zamknęły.
          - To co będziemy porabiać? - zwróciłam się do rodzica.
          - Miałem zamiar pooglądać telewizję. Jeśli chcesz, to możesz się do mnie dołączyć - skinęłam głową i razem udaliśmy się do saloniku

~*~*~*~


Moim rodzicom coraz bardziej nie podobało się to, że wyjeżdżałem z domu z samego rana i wracałem późnym wieczorem. Miałem z nimi słaby kontakt, nawet jak na rodziców. Robili wszystko, byleby im było jak najwygodniej i jak najlepiej. Nie chcieli, abym był piłkarzem, a tym bardziej zawodnikiem drużyny, która gra w czwartej lidze. Starali się znaleźć dla mnie klub, w którym mógłbym coś uzyskać. Może nie otrzymuję wszystkiego w Bayernie, ale kocham grać dla tego zespołu. I to w nim planuję pozostać, dopóki sam Zarząd nie zechce bym stąd odszedł.
Wcześniej nie wiedzieli o tym, że spotykam się z Ines. Ba, nawet nie wiedzieli, że mam dziewczynę! Tak bardzo zadufani w sobie. Gdy wreszcie się o niej dowiedzieli, to nagle zapragnęli ją poznać. A w ich gusta jest ciężko trafić... Mimo to liczyłem, że In akurat będzie im odpowiadać.
Wyczułem tę sztywną atmosferę w trakcie obiadu. I to mi nie odpowiadało. Chciałem, by wszystko wyszło jak najlepiej, moja matka z radością ją witała, a co było? Niepewność i... Dziwne zawiedzenie. W duchu prosiłem tylko by to spotkanie jak najszybciej się skończyło.
Myślałem, że tylko ja widziałem dziwne zachowanie moich rodziców, ale cóż... Ona też to zauważyła. Próbowałem jakoś załagodzić sytuację w drodze powrotnej, ale... Nie jestem pewien czy się udało.
Jej ojciec jest ich całkowitym przeciwieństwem. Lubi mnie, dobrze się rozumiemy. Żeby to moi rodzice też tak mieli z nią...
Jeszcze jak wróciłem do domu, to się zaczęło...
          - Nie podoba nam się ona - temat zaczął ojciec, gdy tylko znalazłem się w salonie.
          - Niby dlaczego?
          - Nic nam o niej nie mówiłeś, więc musi być coś na rzeczy.
          - Ale nic nie jest! Ines to normalna, inteligenta, skromna, a co najważniejesz świetna dziewczyna! Co Wy do niej już macie?!
          - Po prostu nie chcemy abyś się z nią spotykał. Masz to jak najszybciej zakończyć.
          - Nawet nie mam zamiaru - syknąłem.
          - To zrobimy to za Ciebie. Po zakończeniu sezonu odchodzisz z Bayernu do Fortuny Köln.
          - Że co proszę?!
          - To co usłyszałeś. Więc lepiej jak najszybciej zakończ z nią tę znajomość.
Poderwałem się z krzesła jak oparzony. Co oni sobie myślą?! Że... Tak... Tak po prostu zerwę z nią? Nawet nie mam zamiaru. Jest za wspaniałą osobą, by jej to robić.
Zamknąłem się w pokoju i nerwowo krążąc po nim, zacząłem rozmyślać jak to wszystko rozegrać. Oni nie mówią poważnie. Co z tego, że jeszcze nie przedłużyłem kontraktu. Mamy czas. Nie muszę od razu zmieniać drużyny! Poza tym... Nie mogą się od tak mną rządzić, nie mam już piętnastu lat.
Pozostanę w Monachium. Z nią. A oni nie mają nic do gadania.


________
ten post na swoją publikację czekał od 4. września 2014 roku. rekord, co nie? XD wreszcie się zebrałam, aby dokończyć to fanfiction i oto jestem! 
nie będzie ono długie - prócz tego postu będzie ich jeszcze 10. będę go publikować na zmianę z Tochter des Teufels
liczę, że Wam się spodoba i będzie Was tu wiele! :) 
do zobaczenia ;) 

6 komentarzy:

  1. Co za rodzice... Dlaczego oni nie mogą się cieszyć ze szczęścia swojego syna? Nie ogarniam ich...
    Czekam na dalszą część :) Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. aaaaaa <3 mimo, że już to czytałam nie mogę się przestać jarać :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Matko boska, ile ja bym dała by mieć tyle weny jak Ty.:(
    Świetnie się zaczyna, mam nadzieję, że będzie się duuuużo dziać :v
    Informuj mnie! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. omgg kolejne świetne opowiadanie się zaczyna! <3
    pisz dalej, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Cuuuuudo! ❤❤❤❤❤
    Już się zakochałam <3
    Popieram Ariel w 100%
    Przecież dla rodiców najważniejsze jest szczęście dziecka.
    Czekam z niecierpliwością na kolejny
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja Cie Domi nigdy nie bede miala dosc, a zwlaszcza Twoich opowiadan chociaz nie przepadam za Bayernem, jednak Ty na blogach przedstawiasz ich z zajebistej strony i to mi sie podoba! ❤
    Co do rozdzialu - juz wiem, ze nie polubie rodzicow Patricka. Sa okropni i uwazają się za lepszych. W dodatku chca decydowac o jego zyciu. Tego juz za wiele. Mam nadzieje ze im sie postawi, chociaz naglowek bloga nieco mnie zastanawia.

    Pozdrawiam i czekam na next :* x

    OdpowiedzUsuń