środa, 30 września 2015

vier - der unfall

maj, 2014

To takie słodkie, że pamiętał! Nie spodziewałam się tego... Takiego chłopaka jak on, to tylko pozazdrościć...
          - Patrzcie, nawet się nie napił! - zaśmiał się Ylli, jeden z wielu, który zdążył coś wypić.
          - Nie staczam się tak jak Wy - mój chłopak pokazał mu język.
          - Patrick, jedno piwo nie zaszkodzi, poza tym jest co opić, prawda? - dołączył się Alessandro.
          - Ajaj, kapitanie! - zasalutował Kevin, podając Weihrauchowi świeżo otwartą butelkę. Niemiec spojrzał na mnie znacząco, jakby chciał się upewnić, czy może. Westchnęłam, po co się mnie o to pytał? Przecież miał do tego prawo, jego matką nie jestem. Kiwnęłam głową na zatwierdzenie.
          - Bolało? - spytał Sallahi, gdy ten upił łyka.
          - Nie bardziej niż Ciebie - odparł, powtarzając czynność.
Bawiliśmy się tam do drugiej, może trzeciej. Chłopacy w międzyczasie wyciągnęli coś mocniejszego, ale Patrick nie dał im się i skończył na dwóch piwach.
Po sprzątnięciu wszelkiej bytności imprezy i odwiezieniu kilku spitych, postanowiliśmy wrócić do domu. Chłopak zapewnił mnie, że zdążył wytrzeźwieć. Co miałam zrobić, jak mu nie uwierzyć? Poza tym, według mnie wyglądał na takiego, sprzątał i odprowadzał pijanych do samochodu bez niczego.
Jechaliśmy spokojnie główną autostradą, sporadycznie przejeżdżało jakieś auto. Może dlatego, że zaczęło padać. Chociaż nie, cofam. Lać. Lało jak z cebra, dlatego starał się jechać uważnie.
          - Uważaj, proszę Cię - szepnęłam, gdy ten skupiony lustrował drogę.
          - Jadę, nie martw się - zapewnił, jednak tak bardzo się myląc...
W pewnym momencie wpadliśmy w poślizg, sunęliśmy po jezdni zdani na łaskę boga, gdy auto nagle na czymś się zatrzymało. To co potem się działo... Oznaczało zbliżający się koniec.

~*~*~*~


Kurwa. Mieliśmy wypadek. Gdy się ocknąłem, leżałem z głową na kierownicy. A Ines... Gdzie ona? Gwałtownie się poruszyłem, a moją głowę przeszył niemiłosierny ból, który starałem się ignorować. Ważniejsza była moja dziewczyna i to, co gdzie ona jest. Nie wiem jakim cudem, ale opuściłem auto i ruszyłem w jej poszukiwaniach przez ten cholerny deszcz, który jest głównym winowajcą całego zajścia. Przeszedłem z dwa, trzy metry, jak głupi nawołując ją po imieniu, gdy natknąłem się na leżącą postać.
          - Ines! - ryknąłem, orientując się, że to ona. Nie reagowała, ni nic. Sięgnąłem po telefon i połączyłem się z pogotowiem, by jak najszybciej przyjechali. Po zakończeniu rozmowy wykonałem najpotrzebniejsze rzeczy, by jakimś cudem odzyskała przytomność. Przeraziłem się bardziej, gdy zauważyłem, że jej policzek był przecięty i wydostawała się z niego krew. Przecież chyba zapięła pas... Chyba.
Klęczałem, mokłem i płakałem. To moja wina, cholera. Gdybym tylko wiedział, że będzie taka pogoda, nigdy bym nie wracał samochodem, wolałbym tam już przeczekać do rana. Byłoby o wiele bezpieczniej.
Medycy przyjechali po kilkunastu minutach od mojego telefonu i w ekspresowym tempie przetransportowali nas do karetki.
          - Policja została wezwana? - odezwał się ratownik, przeczyszczając mi ranę na głowie.
          - Nie, nie było czasu - odparłem cicho.
          - Wiesz, że trzeba to zrobić?
          - Wiem. Ale nie teraz. Muszę być przy niej - drugi lekarz sprawdzał, czy nie doznała innych zewnętrznych obrażeń.
Pół godziny potem leżałem już na segregacji, a Ines, która dalej była nieprzytomna, miała usuwane operacyjnie odłamki szkła, które dostały się do jej ciała. Najwyraźniej nie zapięła pasów, a ja idiota tego nie dopilnowałem...
          - Chcesz po kogoś zadzwonić? - zwróciła się do mnie pielęgniarka, a ja pokręciłem przecząco głową. Jeszcze moi rodzice coś sobie ubzdurają, że to jej wina, ten cały wypadek. A tak nie było przecież, prawda? Wina pogody.

          - Piłeś coś ostatnio? - zapytał lekarz, mając w ręku moje wyniki. Bylem właśnie w jego gabinecie i czekałem na to, aż mi powie, co z nią jest.
          - Kilka godzin temu... Trzy piwa - przyznałem się bez bicia. I tak by się wydało. - Ale jestem całkowicie trzeźwy. Mogę panu opowiedzieć bieg całej imprezy i jak doszło do wypadku. Wszystko pamiętam.
          - Wiesz, że jak policja się dowie, to kolorowo nie będzie?
          - "Szczególnie jak jesteś piłkarzem" tak, znam tę przyśpiewkę. Obiecuję na wszystko, jestem trzeźwy.
          - Widzę, ale wiesz, że badania krwi wykazują, ze w Twoim organizmie występują śladowe ilości alkoholu.
          - Śladowe..
          - Ale występują.
          - Bardzo będę miał przekichane, jak policja się dowie?
          - Wiesz... Na prawie się nie znam, ale będą mogli Ci postawić zarzut spowodowania wypadku.
          - Ale to nie przeze mnie! Jechałem ostrożnie, aż za bardzo...
          - Patrick, spokojnie - medyk położył rękę na moim ramieniu. - Naszym obowiązkiem jest wezwanie policji, a nie chcę, byś miał problemy...
          - Wiem, ja też tego nie chcę.
          - Mam dla Ciebie propozycję, nie do odrzucenia - skupiłem na nim całą swoją uwagę, a ten rozejrzał się wkoło, nie chcąc, by ktoś to usłyszał. - Powtórzymy badania rano, wtedy nie wykaże alkoholu we krwi. Potem porozmawiamy z pielęgniarką, by przesunęła godzinę przyjęcia, by było bardziej rzeczywiste...
Nie było to przypadkiem przestępstwem? Ale... Jeśli ma mi to pomóc...
          - Zgadzam się.

Przed południem powiadomiono ojca Ines. Moich dalej nie, bo po co mi oni? Z lekarzem działaliśmy według ustalonej wersji, deszcz lał całą noc i większość poranka, więc łatwo dało się uwierzyć. A jak się faktycznie okazało, In jechała bez pasów... Jak moi rodzice się dowiedzą, to będzie kicha nad kichami.
          - Dzieciaki! - zawołał pan Thomas, podchodząc do mojego łóżka. Dalej kazali mi leżeć, chociaż nic mi nie było, wstrząśnienie mózgu jak się pojawiło, tak zniknęło. Mimo to, dla podtrzymania wersji zdarzeń leżałem i dostawałem kurwicy. - Gdzie Ines?!
          - Miała zabieg, leży na pooperacyjnym.
          - Patrick... Jak do tego doszło? - zacisnąłem wargi, musiałem trzymać wersję. A potem jak się dowiedzą? Coś wymyślimy.
          - Wracałem z nią w tę ulewę, jechałem powoli... Lecz na nic się to nie zdało, wpadliśmy w poślizg i wylądowaliśmy za autostradą. A Ines pasów jeszcze nie zapięła... Wyleciała z auta, znalazłem ją z trzy metry dalej, z odłamkami szkła wkoło... - ukryłem twarz w dłoniach, ledwo wstrzymując się przed płaczem. - Proszę pana, to moja wina, nie powinienem jechać.
          - Patrick, to nie Twoja wina! To po prostu musiał być nieszczęśliwy wypadek... Można iść do niej?
          - Nie wiem, kazali mi leżeć, ale można się spytać - miałem cholerne poczucie winy. Nikt inny nie jest winien, tylko ja...
Jak powiedziałem, tak zrobił. Poszedł do pielęgniarki, która wreszcie pozwoliła mi się ruszyć z tego łóżka i do niej pójść. Leżała, dalej nieprzytomna. Na moje szczęście wszystko przebiegło pomyślnie i mieliśmy czekać na jej wybudzenie. Miała zabandażowaną połowę twarzy... Na ten widok nie wytrzymałem, a po moich policzkach pociekły łzy. Do cholery, to moja wina, mogłem nie wsiadać do tego auta tej nocy...



____________
zaczynam rujnować jej życie, jezu :') ale jestem okropna, no ale cóż, takie życie :v :D
liczę na Wasze opinie! :) 

3 komentarze:

  1. Oooo, chyba jestem pierwsza :D
    Więc tak: ten wypadek mnie kompletnie zaskoczył! Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy, a jednak. Mam nadzieje, że z Ines będzie wszystko w porządku, jednak moja intuicja podpowiada mi coś innego..
    Czekam na nowość :)

    OdpowiedzUsuń
  2. boże co
    rycze, mam nadzieje że Ines z tego wyjdzie...
    czekam nn ;-;

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem co Ci tutaj napisać. Nie wiem o czym myśleć.
    Boje się o Ines, ale mam nadzieję, że da radę i wyzdrowieje.
    Boje się, że mogła stracić pamięć i nie będzie pamiętała Patricka. :c
    Czekam z niecierpliwością na kolejne cudeńko <3
    Buziaki :**

    OdpowiedzUsuń